Od mojego ostatniego pobytu we włoskiej winnicy, który opisałam przy okazji wpisu o Massimago, oszalałam na punkcie lnu. Zainstalowałam w domu lniane bieżniki, pościele, poduszki, ręczniki – wszystko co naturalne i co pozwala mi łudzić się, że mimo braku słońca i deszczu, jestem na wakacjach. Len pozwala mi, nostalgicznemu człowiekowi z miasta, wprowadzić do domu namiastkę wsi i rustykalności. Jednocześnie bardzo dobrze komponuje się z wnętrzami „mieszczańskimi” i eklektycznymi.
We współczesnym wzornictwie przybiera bardzo nowoczesne i proste formy. Dzięki starannym wykończeniom mało ma wspólnego z pseudohippisowskimi worami i krzywymi, bezkształtnymi ubraniami z lat 90, które dominowały wtedy w takich miejscach jak np. gdański jarmark dominikański.
Obecnie, len traktowany jest jako symbol świadomej konsumpcji, w której króluje wszystko co „bio” i „organic”. Trochę z tego kpię, a trochę temu ulegam i cieszę się, że np. lnianą pościel mogę już kupić w sieciówkach takich jak IKEA, H&M Home czy ZARA HOME.
Dla mnie, len ma w sobie coś symbolicznego i niesie ze sobą całą masę znaczeń. Odnosi się do tęsknoty za naturą, ciszą i spokojem. Ma w sobie jakąś nostalgiczną, rzewną nutę. Ostatecznie, kojarzy mi się z mitycznym „domem”, no i jest bardzo miły w dotyku 🙂
0/ via fashionmenow.co.uk
1/ via Shake my blog
2/ via Gravity Home
3/ from homeyohmy.com
4/ via #cocolapine
5/ The Frama Apartment via Hannah In The House
6/ via apartmenttherapy.com